miał zaledwie dziesięć lat

mówili – całe życie przed sobą

oczy niebieskie po matce

dłonie nie większe od dwóch przelotów ważki

więc jak mógł grudniowym świtem

powiesić się na kablu

w ciszy opuszczonej piwnicy

 

zaskrzypiały furtki

otworzyły się okna dotychczas zabite

milczeniem

ktoś odszukał rany po kamieniach

na jego ramionach

ktoś odnalazł skrzydła przybite

do ściany pokoju

jak do krzyża

i jedynie zamykając mu powieki

ktoś spostrzegł że wcale nie miał

niebieskich oczu

ale ciemne i głębokie

jak bezdenne jezioro