mój przyjaciel z dzieciństwa
i jego młodsza siostra
on pucołowaty radosny
z uniesieniem na życzliwej twarzy
wymawia moje imię chwyta za ramię
na jego policzki wzbiera rumieniec
ona mała dziewczynka z wadą wymowy
rozbujana na huśtawce
odpycha się klapkami od ziemi
ciepły wietrzyk chwyta w locie jej chichot
ozdabia nim balkony jak wiszące ogrody
przychodzi ich ojciec
spokojny opanowany
mówi że czas wracać
śmieje się dobrodusznie
niedługo potem
w awanturze domowej
przebije matkę nożem
i wyskoczy z trzeciego piętra
spadnie pod moje okno
a moi przyjaciele odejdą
nikt z nas o śmierci
wtedy jeszcze nie rozmawiał