długo trwa powrót tych co obronili życie
ich stopy nie pamiętają już starych ścieżek
ich wąski cień kładzie się inaczej
na ścianach i chodnikach
kiedy patrzą w słońce
są jak szara fotografia
prześwietlona promieniem
gdy stanę blisko widzę ścięgna
i napięte mięśnie
suche ręce zaciśnięte na poręczy balkonu
przedzierające się sińce po igłach
zapocone nerwowe strupy
świat nie poczekał na tych
którzy ocalili życie –
przydusza ich do materaca wołając gdzie się
podziewają
ściska za nogi wyrywa ze stawów
przebiera palcem w żyłce śliny
rozrzuca klucze po nieznanych
kątach w domu
ryczy z telewizora tłucze szklanki
a oni wzdrygają się przed zbyt dotkliwą bliskością
płaczą krótko i głośno bo kto miałby do tego
oczy
świat im ucieka z rzeczy i tak martwych
ludzie wychodzą spod ich dłoni prawie
pozostałych